piątek, 29 czerwca 2012

Rozdział 2: "Ta to ma wyczucie."

(perspektywa Cher)
Po zrobieniu 1D supportu pojechałam na posterunek policji, aby przesłuchać dziewczynę, którą znalazł Louis. Na korytarzu śmierdziało starymi skarpetami i pączkami. Posterunkowy zaprowadził mnie do pokoju, w którym przy niedużym stoliku siedziała ciemnowłosa, skulona dziewczyna ze strachem w oczach.
- Cześć, jestem agentka CL – przywitałam się z nią, chodź nie byłam pewna, czy umie mówić po angielsku.
- Dlaczego musicie mieć maski? – odpowiedziała, lekko kalecząc język.
- Takie są procedury – wzruszyłam ramionami i usiadłam naprzeciwko niej. – Wiesz, dlaczego tu jesteś?
Pokiwała głową.
- Jak się nazywasz? Ile masz lat?
- Catharina Albris, mam 19 lat – spojrzała mi w oczy, a ja odwzajemniłam spojrzenie i odparłam:
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale… spróbuj sobie przypomnieć, co się zdarzyło wczorajszej nocy, dobrze? Dlaczego schowałaś się do szafy? Widziałaś morder… - ale nie dokończyłam pytania, bo Szwedka złapała się za głowę i zaczęła przeraźliwie piszczeć. Próbowałam ją uspokajać, ale to tylko pogarszało sprawę, więc stanowczo zatkałam jej usta dłonią. Uciszyła się. – Dobrze – odparłam, gdy już ją puściłam. – Potrzebujesz jeszcze kilku dni. Agent N z tobą porozmawia za 3 dni. Ale będziesz mu musiała wszystko opowiedzieć, przygotuj się na to.
Ponownie pokiwała głową, a ja odprowadziłam ją do celi.
- N, masz porozmawiać za 3 dni z podejrzaną. Dane prześlę ci później – odparłam do komunikatora w zegarku. Wiedziałam, że będzie musiał odsłuchać nagrane wiadomości, bo teraz grał koncert. Ja też byłam sławna. To jednocześnie dar i udręka, ale ja daję radę. Mam nadzieję, że chłopaki jakoś też, naprawdę ich lubiłam.
A dlaczego wybrałam Niall’a do przesłuchania? Bo jemu można powiedzieć wszystko, ma po prostu w sobie taką cechę, przy której człowiek się wyżala. I jednocześnie można mu zaufać. Chodź w wypadku przesłuchania na mało to się zdaje, bo jest nagrywane.
(perspektywa M)
Po koncercie chłopaki byli wykończeni, więc nie prawiłam im już żadnych sarkastycznych uwag. Dałam im wsiąść do samochodu i po prostu pojechać do hotelu. Oczywiście, jak się spodziewałam, mimo zmęczenia nadal skakali i tuptali po apartamencie jak dzikie zwierzęta, nie dając mi spać. Wkurzona wstałam z łóżka, żeby ich uciszyć, ale otwierając drzwi, walnęłam Zayn’a i to dosyć mocno.
- Ta to ma wyczucie – mruknął.
- Co robiłeś pod drzwiami mojej sypialni? – syknęłam.
- A może małe „przepraszam”?
- Przepraszam – mruknęłam niechętnie. – Chodź, weźmiemy lód, bo jak będziesz miał siniaka na czole, to ja będę mieć ich o wiele więcej od fanek – dodałam i zaprosiłam go gestem do swojej sypialni. Wyjęłam z mini-lodówki lód, który zawinęłam w ręcznik i przyłożyłam go do czoła Malik’a. – Nie dowiedziałam się, co robiłeś pod moją sypialnią – dociekałam.
- Chciałem sprawdzić, czy jeszcze nie śpisz i zaprosić cię na maraton Gwiezdnych Wojen… - odparł i dotknął mojej dłoni na woreczku z lodem przy swoim czole.
- Nigdy ich nie widziałam – mruknęłam nieprzytomnie, bo po raz pierwszy popatrzyłam na niego nie z perspektywy jednego z pięciu baranów, tylko… seksownego faceta. W luźnych, szarych spodniach i białym T-shirt’cie można było wyraźnie określić, że jest dobrze zbudowany. Jego czarne włosy były rozczochrane i miejscami wchodziły w jego piwne oczy, a nieogolony mnie… pociągał. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?
Nie, wbrew pozorom – czyli temu, że całe życie pracuję dla FBI – nie byłam dziewicą. Żeby spełnić niektóre misje musiałam się przespać z kilkoma osobami, chodź nigdy nie sprawiało mi to większej przyjemności.
Już chciałam dotknąć jego gładkich warg i widziałam, że on też był do tego chętny, ale… odsunęłam się od niego. Nadal trzymał moją dłoń, więc ją wyrwałam z jego uścisku i zaczęłam szukać w apteczce jakiegoś opatrunku.
- M? – spytał.
- Co? – mruknęłam oschle, starając się na niego nie patrzeć.
- Dzięki – odparł i wyszedł z mojej sypialni. A ja, starając się zapomnieć o sytuacji sprzed chwili, zasnęłam.
(perspektywa Louis’a)
Następnego dnia mieliśmy trochę wolnego czasu. Jeśli przez „wolnego czasu” ma się na myśli ponowne przeszukiwanie gnijących szczątek.
- Naprawdę myślisz, że sprawca się zabił? – spytał Harry.
- Nie, ale przecież M jest najmądrzejsza – mruknąłem sarkastycznie, grzebiąc w kieszeniach jednego z trupów.
- Wszystko słyszę. A tak w ogóle, gdzie jest CL, co? – zirytowała się. – Albo ruszy tyłek albo…
- Ma podpisywanie płyt – zauważył Niall, co zamknęło usta agentce. Lekko upokorzona wróciła do pobierania próbek krwi.
A ja zastanawiałem się, co ja do cholery w ogóle robię. Przyszedłem do X-Factor, żeby spełniać marzenia. I robię to, owszem, ale… większość czasu spędzam grzebiąc w jakiś zwłokach i szukając sprawców. Mam tego serdecznie dosyć, naprawdę. To, że nas do tego zmusili, jest wręcz nieludzkie. Ale nie chciałem stracić wspomnień o czwórce najlepszych przyjaciół, na jakich udało mi się w życiu trafić. Nie chciałem zapomnieć też moich dwóch najlepszych przyjaciółek – Ronnie i Cher, a fanów to już tym bardziej. Nie, nie mogę zostawić FBI, chociaż zapłaciłbym każde pieniądze, żeby to zrobić.
(perspektywa Zayn’a)
Przez cały dzień zastanawiałem się nad wczorajszym zachowaniem M aka „Melody” – takie imię wymyśliła jej Ronnie, próbując je zgadnąć. A, jak wiadomo, ona nie zdradza prawdziwego imienia nikomu, więc tak ją nazywa. My mówimy po prostu M i udajemy, że to „słodka ksywka”.
Wracając do tematu, moim zadaniem było przeszukiwanie pokoju Szwedki imieniem Catharina, sądząc po plakatach, fanki muzyki rock’owej. Nie miała żadnych zdjęć, ani w ramkach, ani w albumach. Kompletnie nic. Jedyne, jakie znalazłem to z legitymacji szkolnej, na którym uśmiechała się kwaśno. Zajrzałem wszędzie, gdzie mogłaby schować pamiętnik: od szafy po wszystkie skrytki, w jakich trzymały je moje siostry, razem z „pod materacem łóżka”. Widocznie takowego nie prowadziła. Na biurku walało się kilka rysunków, w koszu było wiele rozpoczętych i zgniecionych szkiców. Przyjrzałem się im i prawie wybuchnąłem śmiechem: na jednym z nich był nie kto inny, a ja. Na dwóch pozostałych rozpoznałem Niall’a i Louis’a, a czwarty, rozpoczęty, chyba miał przedstawiać Hazzę, sądząc po lokach. Ale równie dobrze mógłby być to Liam przed ścięciem włosów.
- Z, masz coś? – spytał nie kto inny, a Payne, wchodząc do pokoju.
- Jedynie portrety One Direction. Chyba jednak nie jest taką rockmanką jak myślałem – pokręciłem głową.
- I żadnych dowodów, że mogła zabić albo to planować?
- Żadnych – pokręciłem głową. – Zawołasz tu M?
- Okaaaaaaaay… - powiedział lekko przeciągając, jakby był zaskoczony moim pytaniem i poszedł po agentkę. Chwilę później stała obok mnie, a ja zamknąłem drzwi na klucz, który wsadziłem do tylnej kieszeni spodni.
- Ugh, gdyby nie to, że musiałabym cię złapać za tyłek, już bym stąd uciekała. Dlaczego zamknąłeś te pierdolone drzwi? – założyła ręce na piersi i usiadła na łóżku.
- I tak wiem, że byś chciała – puściłem do niej oczko i usiadłem obok. – Wczoraj…
- Dostałeś w łeb.
- Nie, zgaduj dalej.
- Daj spokój, jeśli to nie dotyczy misji, to nie zawracaj mi głowy…
- Chciałaś mnie pocałować, widziałem to – spojrzałem jej w oczy, a ona wybuchnęła śmiechem.
- Nie, nie Z – poklepała mnie po ramieniu. – Za długo w tym siedzę, żeby mieć ochotę na romans ze współpracownikiem – pokręciła głową. – Oddasz mi klucz czy masz zamiar nadal się bawić w Sherlock’a Holmes’a? – uniosła brew, a ja zrezygnowany oddałem jej klucz i usiadłem na krześle.
Kłamała. Umiałem poznać kłamstwo, nawet u agentki jebanego FBI. Musiałem ją uwieźć, choćby to miałby być romans na jedną noc. Skoro jest taka twarda, to chyba jej nie zrobi różnicy, mimo iż jeszcze przez zapewne długi czas będziemy musieli ze sobą pracować.
(perspektywa Cher)
- Cher, uwielbiam cię, jesteś świetna! – uśmiechnęła się do mnie kolejna fanka, na oko 14-15 latka, a ja wzięłam od niej karteczkę i spytałam o imię. – Jestem Astrid. Słuchaaaaj… - przeciągnęła. – Wiem, że nie powinnam pytać, ale… czy ty i Niall z One Direction…? No wiesz…? Jesteście razem? – zaczerwieniła się po same uszy, a ja tylko się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi, a po za tym robię support na ich trasie po Europie – wyrecytowałam regułkę, którą mówiłam każdemu, kto o to pytał. Bo tak chciał Simon. Bo tak trzeba.
Telefon zaczął mi wibrować i spojrzałam na wyświetlacz: nowa wiadomość od „Nialler”. Odczytałam, przegryzając wargę:
„dzisiaj mała imprezka, bo M musi jechać coś załatwić. wpadasz? Będą % (:”
„ja i bez % się dobrze bawię, ale ok, wpadnę, dzięki. wracam do zadowalania fanów, see u ;*”
„love you Cher Bear!”
„love you too x”
I wróciłam do podpisywania autografów, w środku ciesząc się na wieczór z najlepszym przyjacielem pod słońcem.

__________________________________________________________
Witam Was z drugim rozdziałem. Well, mało się dzieje, ale jednak. U góry (pod nagłówkiem) są dodani bohaterowie, to poznacie ich bliżej. Aha, no i z prawej jest ankieta, kto chce, może ją "wypełnić" x
Następny? Nie wiem. Jutro jadę na Wielki Zlot Lovatics, Beliebers i Directioners do Katowic (więcej info TUTAJ), a potem prosto z Katowic do Krakowa i nie będzie mnie do 3 lipca, sami rozumiecie, wakacje i tak dalej ;) Ale spokojnie, będę pisać dalej po powrocie, DON'T WORRY!
Przypominam, że jeśli ktoś chce być powiadamiany, to musi napisać nazwę na Twitterze w komentarzu ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
@MargaaStyles x

czwartek, 21 czerwca 2012

Rozdział 1: "Zostajesz PRZENIESIONA. Na zawsze."

(perspektywa M)
Siedziałam na przystanku autobusowym ze słuchawkami na uszach. Miałam 13 lat i miała podjechać po mnie czarna limuzyna. Takie dostałam polecenia. Wystukując rytm piosenki obuta w trampki wpatrywałam się w krople deszczu spływające z daszku przystanku. Po chwili po mnie podjechali, więc włożyłam kaptur na głowę, zdjęłam słuchawki i wsiadłam do środka. Kierowca od razu ruszył. Nie odzywałam się ani słowem, aż do przesiadki w metro. A potem spacerem na dach budynku,  z którego odlatywał helikopter. I do tajnej, górskiej bazy, gdzie miałam odebrać dalsze instrukcje.
Zawsze działałam sama. Mimo młodego wieku byłam silna i potrafiłam powalić nawet największego mięśniaka. Uwielbiałam to, przez wiele lat. Aż do tamtego dnia.
- Przenosimy cię na wydział „X-Factor’a” – usłyszałam od szefa przez słuchawkę.
- Z kim mam współpracować? – wywróciłam oczami.
- Nie, M, źle mnie zrozumiałaś. Zostajesz przeniesiona. Na zawsze.
- Nie może mi pan tego zrobić. Nie po tym wszystkim, co dla was zrobiłam… - zaczęłam.
- Oni potrzebują porządnego szkolenia, rozumiesz? Musisz się wstawić u Simon’a za 5 minut – uciął i zakończył połączenie. Pokręciłam głową i mnąc przekleństwo w ustach wjechałam windą do biura Simon’a Cowell’a.
- Chciał pan mnie widzieć – odparłam i stukając twardymi podeszwami o podłogę podeszłam bliżej jego biurka.
- Usiądź.
- Postoję – ucięłam i spojrzałam mu w twarz. – Kogo mam szkolić?
- One Direction – wyjaśnił.
No. Chyba. Kurwa. Nie.
Widziałam ich w telewizji i oglądałam filmiki „zza kulis”. Jeżeli ta piątka matołków miała być szkolona, to ja już wolę znowu wysysać komuś jad z tyłka w czasie misji. Spojrzałam na ekran na ścianie biura, na którym wyświetlały mi się kolejno zdjęcia i informacje o chłopakach. Harry, Niall, Louis, Zayn, Liam.
Po roku szkolenia byli gotowi do misji. No i wyjechali „w trasę”. A ja, niestety, razem z nimi.
- Dlaczego mam robić dla nich za niańkę, co?
- Bo jesteś do nas przydzielona – wtrącił się do rozmowy Niall, a ja rzuciłam mu ostrzegawcze spojrzenie.
- Doskonale wiesz, że to ich pierwsze misje. Nie masz wyboru. To twoja praca, ale jeśli chcesz ją zmienić, to śmiało. Ale tyle wykasowanych wspomnień cię zabije. Więc co, ich towarzystwo czy śmierć?
- Matołki – westchnęłam. – 1D, ZA MNĄ! – krzyknęłam, a oni posłusznie wsiedli do helikoptera, którym udaliśmy się na ich pierwszą misję, do Szwecji. Po drodze przebrali się w odpowiednie stroje, tak jak ja.
Na miejscu była już policja, ale tylko my mogliśmy tam wejść, nie niszcząc żadnych dowodów ani śladów. Weszliśmy przez wywarzone drzwi. To co zobaczyliśmy, powinno powodować nudności. Ale mnie w żadnym stopniu nie poruszyło psychicznie.
Wszędzie była krew i wnętrzności, a martwe, zakrwawione twarze zamarły w przerażeniu. Spojrzałam na jedyną odsłoniętą część twarzy Niall’a: oczy. Widać było, że jest przerażony.
- Ogarnij się, N i szukaj jakiś dowodów – syknęłam mu do ucha, a on pokiwał głową.
(perspektywa Louis’a)
Zaczęliśmy się rozglądać po mieszkaniu w poszukiwaniu jakiś poszlak, czegokolwiek. Starałem się nie patrzeć na zmasakrowane, martwe ciała, które zaczęły powoli śmierdzieć zgnilizną. Postanowiłem wejść na górę, gdzie nie było nawet śladu krwi ani innych obrzydliwości. Otworzyłem każde drzwi, ale pokoje wyglądały normalnie: sypialnia, łazienka, biuro… Został mi ostatni pokój, z plakatem 30 Seconds To Mars na drzwiach. Otworzyłem je, ostrożnie zaglądając do środka. Nikogo tam nie było, więc chciałem wrócić do reszty ekipy. Ale wtedy usłyszałem płacz. Histeryczny szloch, dobiegający z szafy. Zajrzałem do środka. W szafie siedziała dziewczyna z zakrwawionymi butami, zapłakaną twarzą, cała spocona i zasapana, jakby długo uciekała. Spojrzała na mnie i zaczęła piszczeć, a potem straciła przytomność. Szybko złapałem ją, zanim spadła na podłogę i położyłem ją na łóżku.
- M, znalazłem kogoś! – krzyknąłem, a po chwili dziewczyna była obok mnie.
- Świetnie. Jak się obudzi, powiedz, że jest aresztowana – rzuciła i chciała odejść, ale złapałem ją za ramię. – Czego jeszcze chcesz?
- Ma tu tak po prostu leżeć? Zobacz, w jakim jest stanie.
- Martwisz się nią, czy tymi wszystkim ludźmi, którzy zostali zabici? Myślisz, że ona nie ma z tym nic wspólnego?
- Jest roztrzęsiona i zemdlała na widok mnie w masce! – zdenerwowałem się. M była zdecydowanie irytująca i zbyt oschła, nie umiała się troszczyć o innych. Myślała tylko o sobie i dobrze misji. Od początku naszego szkolenia traktowała naszą piątkę jak bandę idiotów, a ja miałem tego dosyć. My przynajmniej mieliśmy poczucie humoru, w przeciwieństwie do tej nadętej bezimiennej.
- Jeszcze jakieś komentarze? – wyrwała się z mojego uścisku i nie czekając na moją odpowiedź wyszła z pokoju.
Oprócz dziewczyny jako prawdopodobnego świadka znaleźliśmy zakrwawioną siekierę oraz kilka noży w ciałach. Gdy pojechaliśmy do hotelu, już przebrani w normalne ubrania, Niall zwymiotował.
- Wieczorem zagracie koncert, a wy łazicie nie wiadomo gdzie – pokręciła głową Ronnie, wchodząc do naszego pokoju, a właściwie hotelowego apartamentu.
Ronnie była naszą stylistką odkąd podpisaliśmy kontrakt z Syco/Sony i pilnowała, żebyśmy zawsze dobrze wyglądali. Po za tym ze wszystkiego mogliśmy jej się zwierzyć. No, prawie. Nie mogła przecież wiedzieć o FBI.
- Coś ci zaszkodziło? – spytała troskliwie blondyna. Była wręcz totalnym przeciwieństwem M. A właśnie, M. Co ona robiła, gdy my graliśmy koncerty? Udawała asystentkę Ronnie, chodź tak na serio zazwyczaj pryskała nam lakierem w oczy czy coś.
- Zjadł za dużo tego czegoś przypominającego masło orzechowe – odpowiedział za niego Harry, a stylistka pokiwała głową. – A potem jeszcze burrito – dodał.
- Dobra, dobra, jedziemy na próbę, bo Cher już na was czeka. No wiecie, robi wam suport i w ogóle. Kazała też wam przekazać, że Melody załatwiła sprawę. Cokolwiek to znaczy – wywróciła oczami.
- Spoko – pokiwał głową Liam. – Coś jeszcze mówiła?
- Sama chce z wami pogadać, to tyle. Chodź nie wiem o co robić tajemnice. Ej, nie zagadujcie mnie, jedziemy – pogoniła nas i pojechaliśmy na koncert.

__________________________________________________________
Witajcie w 1 rozdziale FBI-Direction. Liczę na Wasze komentarze i mam nadzieję, że nie zjebałam aż tak bardzo, co? Bohaterów dodam po drugim rozdziale, obiecuję ;)
Jeżeli chcecie być powiadamiani to podajcie swoje Twittery w komentarzu, mnie możecie znaleźć pod @MargaaStyles x
Do następnego rozdziału... hmm... na początek... nie wiem. Po prostu dodam, jak napiszę ;)
CZYTASZ = KOMENTUJESZ